Dramat zapomnienia

Oswajanie tragedii prowadzi do zapomnienia. A co jeśli my chcemy pamiętać? Chcemy krzyczeć nocą wbijając paznokcie w ścianę , zasypiać nad ranem i budzić się przepełnieni goryczą? A co jeśli wypada pamiętać? Jeśli jesteśmy jedynymi świadkami tragedii, której obraz i tak później zniekształci historia. Zaletą cierpienia jest to że przypomina nam o raju, który straciliśmy. Pomaga wizualizować brązowe oczy, pachnące lasem włosy i szorstką, poranioną dramatem skórę kochanka. Pomaga poczuć jeszcze raz zapach świątecznych pierników u babci, zapach dzieciństwa, zapach babci, która umarła. Umarła w Hiroszimie

„Hiroszima, moja miłość” jest uważana za arcydzieło Nowej Fali, ale dla mnie to wzruszająca historia o strachu przed niepamięcią.

Ona jest aktorką, przyjechała żeby zagrać w filmie. Filmie o pokoju. Filmie o Hiroszimie. On jest żołnierzem. Japończykiem. Dla nich obojga Hiroszima to miejsce spotkania. Miejsce, które po latach będą kojarzyć z przelotnym romansem. Miejsce, które przez świat kojarzone jest z bombą atomową. Oboje żyli w momencie tragedii kończącej II Wojnę Światową. Żadne z nich nie zna Hiroszimy. Żadne z nich nie było wtedy w Hiroszimie.

Czym jest więc Hiroszima. Miastem. Muzeami, w których skrupulatnie wyprodukowano eksponaty mające przypominać o nuklearnym dramacie Japończyków. Mające przypominać tym, co już zapomnieli. Zapomnieli, mimo że takiej tragedii nie da się zapomnieć.

Oglądając film Alaina Resnais’a przez niespełna półtorej godziny możemy przypomnieć sobie o Hiroszimie.  Dzięki genialnemu montażowi łączącemu historię kochanków z ujęciami miasta o wybuchu bomby jesteśmy w stanie zrozumieć dramat zapomnienia.

Dodaj komentarz